Julia M.Jaskólska Julia M.Jaskólska
808
BLOG

Oficer, który się Sowietom nie kłaniał

Julia M.Jaskólska Julia M.Jaskólska Polityka Obserwuj notkę 7

 W prawie zupełnym zapomnieniu, jeśli nie liczyć nie zauważonej w mediach debaty „Pułkownik Kukliński 2013” w stołecznej Izbie Pamięci pułkownika, przeszła dziewiąta rocznica śmierci „pierwszego polskiego oficera w NATO”.

O zasługach pułkownika dla odzyskania przez Polskę niepodległości oraz uchronienia świata od atomowej zagłady wiemy sporo, więc poniżej nie o tym. Kuklińskiego, alias „Jacka Stronga”, w przededniu stanu wojennego Amerykanie ewakuowali wraz z rodziną do USA. W latach 80. kapturowy sąd wojskowy w Warszawie skazał go zaocznie na karę śmierci, co nie oznacza, że pułkownika nie dosięgła karząca ręka Kremla. Uniknął co prawda losu sowieckiego pułkownika Olega Pieńkowskiego, którego pokazowo spalono żywcem w piecu jako ostrzeżenie dla adeptów akademii GRU, ale gdy nie udało się porwać Kuklińskiego do Moskwy i tam postawić przed plutonem egzekucyjnym, uderzono w synów. Bogdan w 1993 roku zaginął bez śladu podczas rejsu morskiego. Waldemar rok później został śmiertelnie potrącony przez samochód, w którym nie znaleziono żadnych śladów odcisków palców, a kierowca przepadł bez śladu.
 
Już po 1989 roku, w tzw. Polsce niepodległej, przez wiele lat Kukliński toczył inną o ileż dla niego cięższą walkę: o dobre imię w Ojczyźnie. Długo, bo aż do 1997 roku, ciążył na nim wyrok śmierci, degradacji, konfiskaty mienia i pozbawienia praw publicznych.
 
W tym czasie w „wolnej Polsce” generał Wojciech Jaruzelski, który na Kremlu w 1983 roku jako jedyny Polak w historii otrzymał platynowo-złoty order Lenina za stan wojenny, czyli za „wierność i pryncypialność idei internacjonalizmu i leninizmu” został prezydentem głosami solidarnościowego Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego i z namaszczenia Adama Michnika, który mówił o generale, że „jest najbardziej godnym szacunku z żyjących”. Inny z namiestników sowieckiej Generalnej Guberni (jak PRL określił kiedyś w rozmowie ze mną prof. Jacek Trznadel), gen. Czesław Kiszczak został ministrem spraw wewnętrznych w „pierwszym niekomunistycznym rządzie” „pierwszego niekomunistycznego premiera” Tadeusza Mazowieckiego (choć naprawdę takowym był dopiero Jan Olszewski). Minister sprawiedliwości w tym rządzie, Aleksander Bentkowski , odmawiał wszczęcia rewizji nadzwyczajnej w sprawie Kuklińskiego. Działał na szkodę państwa – uzasadniał. A że było ono częścią Imperium zła, tak samo demokratyczne jak Korea Północna? Nic nie znaczący drobiazg, tym bardziej, że podobnie peerel brali w obronę guru „młodej demokracji”- Michnik, Onyszkiewicz, Wałęsa. Specjalista od „plusów dodatnich i ujemnych” twierdził, że pułkownik sam powinien wystąpić o ułaskawienie. A więc – przyznać się do zdrady i mieć nadzieję na łaskę.
 
Miał Kukliński swoich wielu obrońców, ale ich głos był wołaniem na puszczy. W październiku 1992 roku prof. Jacek Trznadel, Marek Nowakowski i Włodzimierz Odojewski w „Apelu intelektualistów” zażądali jego rehabilitacji oraz umożliwienia mu powrotu do kraju podkreślając, że ciążąca na nim kara śmierci jest „reliktem z czasów dyktatury komunistycznej”. Odpowiedź od rządzących dostali jednoznaczną. W 1993 roku, po tym jak Kukliński otrzymał od Jarosława Kaczyńskiego i Porozumienia Centrum zaproszenie do odwiedzenia ojczyzny, rzecznik Straży Granicznej oświadczył, że w momencie przekroczenia granicy pułkownik zostanie aresztowany. W 1995 roku prokuratura wojskowa po wielu bólach zniosła wreszcie karę śmierci i przywróciła Kuklińskiemu stopień oficerski, ale jednocześnie wszczęła nowe śledztwo, umorzone po dwóch latach ze względu na to, że pułkownik działał w stanie wyższej konieczności. Był więc – pośrednio – winny przestępstwa. I gdyby Lech Kaczyński nie został prezydentem Warszawy to ciało pułkownika nigdy nie spoczęłoby w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. Tu nie ma złudzeń.
 
Słyszę często, że „z Kuklińskim do społeczeństwa trzeba się przebić” i to pozwoli pokazać w pełnym świetle jego zasługi dla Rzeczpospolitej. Tylko, kto ma to zrobić, skoro nawet dla części elit prawicowych Kukliński jest nie do przełknięcia? Krakowskie Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych od lat próbuje przeforsować postulat awansowania pułkownika na stopień generalski i nadania mu Orderu Orła Białego. To ostanie w sierpniu 2012 roku zablokowała Kapituła Orderu Białego – już ta słuszna, z nadania Bronisława Komorowskiego, z Władysławem Bartoszewskim, Aleksandrem Hallem, Krzysztofem Pendereckim i Henrykiem Samsonowiczem. Jednak nadwiślańskie rządy, parlamenty i prezydenci się zmieniają, a Kukliński jak był „nie po linii i na bazie” tak jest.
 
Rozmawiałam ostatnio z mężem, czy Kuklińskiego można traktować go jako mit zwycięski obecnej Polski. Do tego daleka droga. Stanie się nim dopiero, jeśli w końcu zostanie uznany za bohatera i patriotę, stojącego w jednym szeregu z rotmistrzem Pileckim czy niezłomną „Inką”, której pomnik w tych dniach sprofanowali „nieznani sprawcy”. W rozmowie przypomniały się nam słowa generała Jaruzelskiego, który dotknął istoty rzeczy mówiąc iż „jeżeli przywróci się cześć, honor i uniewinni Kuklińskiego, to znaczy, że to my nie mamy czci, honoru i że to my jesteśmy winni”. I na dziś to on, pokolenia „ludzi UB i IW” oraz układ okrągłostołowy są górą. Oni, a nie np. Polacy skazani w latach 40. i 50. na karę śmierci za antykomunizm, których organizacji Kukliński jest honorowym członkiem. I nie zanosi się na szybką zmianę, tym bardziej, że i dziś Kukliński – oficer, który się Sowietom nie kłaniał – objęty jest infamią, jego nieliczne pomniki stawiane przez zapaleńców są dewastowane, tak jak ten krakowski w zeszłym roku, a śledztwa umarzane po kilku dniach z powodu nie wykrycia sprawców. Sejm nie opowiedział się jednoznacznie za uznaniem jego zasług. A czy pułkownik został np. Honorowym Obywatelem Warszawy? Nie został, nie jest z odpowiedniej bajki w przeciwieństwie np. do Aleksandra Kwaśniewskiego, którego – jak powszechnie wiadomo – zasługi dla stolicy są tak wiekopomne jak Kazimierza Wielkiego dla Polski. O czym my jednak w ogóle mówimy, skoro dla Hanny Gronkiewicz-Waltz i radnych z Platformy Obywatelskiej nie do przełknięcia jest nie tylko nadanie którejś z ulic nazwiska pułkownika? W 2011 roku prezydent próbowała doprowadzić do zamknięcia Izby Pamięci Ryszarda Kuklińskiego na warszawskiej Starówce. Nie doszło do tego wyłącznie dzięki zakulisowej interwencji władz amerykańskich, które miały zagrozić prezydent Warszawy uznaniem jej za persona non grata w Stanach. Tam pułkownik pozostaje osobą powszechnie szanowaną i nawet Leszek Miller podkreślał, że Amerykanie właśnie od rehabilitacji Kuklińskiego uzależniali nieoficjalnie umożliwienie nam wejścia do NATO.
 
I czy nie trafił w sedno trafił Zbigniew Brzeziński, mówiąc że stosunek do Kuklińskiego jest wypadkową stosunku do peerelu?
 
 
tekst opublikowany na portalu stefczyk.info

Zapraszam na moją stronę autorską jakuccy.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka